czwartek, 20 grudnia 2012

Wieczorna zaduma nad kresem czasów

Cześć, Wam! (Kto by pomyślał, że to tak dziwacznie wygląda!)

Zgodnie z wizją Majów, a raczej burzą medialną - jutro zakończy się żywot tej pięknej planety. Gdyby z jutrzejszym dniem miał nadejść koniec świata - można uznać ten wpis za mowę pogrzebową/pożegnalną. 

,,Gdybym nawet wiedział, że jutro świat przestanie istnieć, to jeszcze dziś zasadziłbym drzewko jabłoni."
Marcin Luter (Martin Luther, 1483 - 1546)


fc04.deviantart.net/fs14/i/2007/101/1/7/Apple_Tree_by_Rinian.jpg

Stąd chyba właśnie ten wpis. Nie chce się rozstrząsać aż nadto nad samym końcem świata dnia jutrzejszego. Ale z tego co zrozumiałem to jest on zależny od Majów, którym skończyła się tabliczka, czy też ściana.

... a przecież koniec świata nadchodzi codziennie. Dla każdego człowieka, dla pojedynczych ludzi, dla nas samych. Z gimnazjum kojarzę jeszcze wiersz Czesława Miłosza Piosenka o końcu świata.


W dzień końca świata
Pszczoła krąży nad kwiatem nasturcji,
Rybak naprawia błyszczącą sieć.
Skaczą w morzu wesołe delfiny,
Młode wróble czepiają się rynny
I wąż ma złotą skórę, jak powinien mieć.

W dzień końca świata
Kobiety idą polem pod parasolkami,
Pijak zasypia na brzegu trawnika,
Nawołują na ulicy sprzedawcy warzywa
I łódka z żółtym żaglem do wyspy podpływa,
 Dźwięk skrzypiec w powietrzu trwa

I noc gwiaździstą odmyka.
A którzy czekali błyskawic i gromów,
Są zawiedzeni.

A którzy czekali znaków i archanielskich trąb,
Nie wierzą, że staje się już.
 Dopóki słońce i księżyc są w górze,

Dopóki trzmiel nawiedza różę,
Dopóki dzieci różowe się rodzą,
Nikt nie wierzy, że staje się już.
Tylko siwy staruszek, który byłby prorokiem,

Ale nie jest prorokiem, bo ma inne zajęcie,
 Powiada przewiązując pomidory:

Innego końca świata nie będzie,
Innego końca świata nie będzie.


Interpretacyjny wniosek był podobny do tego, który pozwolę sobie spisać poniżej:

Każdego dnia, z kolejną sekundą umierają kolejni ludzie. To właśnie śmierć jest dla nich tytułowym końcem świata, a nie zapowiadana przez Majów, czy Biblię apokalipsa. Bowiem nasz świat ogranicza się do naszego życia (tutaj upraszam, bo łatwo można z tym polemizować), naszego postrzegania. I z dniem naszej śmierci, mimo, że Świat wciąż trwa swoim rytmem i wedle swych praw - nadchodzi koniec świata. 

To jedna z popularniejszych interpretacji tego utworu. Ba! Nawet dosyć popularna wizja końca świata (ograniczającego się do życia konkretnej jednostki) Ale przecież nadmieniłem gdzieśtam u góry, że w pewnym sensie koniec świata występuje każdego dnia, u wszystkich. Dlaczego?


fc07.deviantart.net/fs10/i/2006/090/f/5/NOBODY_by_hamex.jpg


Przecież każdego dnia umieramy, poddajemy się, zapominamy. Każdego dnia, bezwiednie zapominamy kolejne wspomnienia, tracimy nawet i wiedzę. Każdego dnia narzucane jest nam cudze zdanie, cudze prawa. Każdego dnia gubimy się, każdego dnia umieramy. Tak po prostu. 

Przestajemy być sobą, zaczynamy być nowym sobą. Umieramy, odradzamy się. Kłócimy, godzimy się. Pamiętamy, zapominamy. Jesteśmy.. a czasem zwyczajnie nas nie ma. Nawet Ja - Pan Nikt. Bo niby kto? 

Tak odchodząc od tematu, pozostając na jego skraju... Gdzie jest Wasz koniec świata?
Kiedyś umowną granicą dla mnie, była apteka (najbardziej oddalony punkt zasięgu widoku z mojego balkonu). Z czasem granica wydłużyła się do boiska pobliskiego gimnazjum...

Następnie nadszedł okres w którym jako podkładkę na biurko miałem mapę świata. To nieco poszerzyło granice mojego świata, ale tylko teoretycznie (podróże palcem po mapie).


fc05.deviantart.net/fs71/f/2009/341/4/1/At_World__s_End_by_Liebeistverboten.jpg

Mieszkam 40 minut drogi, samochodem od Torunia (dla tych lubiących wysokie prędkości - 30 minut). Poza samym klimatem, historią i kulturą bijącą z tego miasta, znajduje się tam także planetarium. Podróże po różnych galaktykach poszerzyły granice świata jeszcze dalej, dalej i dalej. Było to jednak poza moim zasięgiem. Mogłem o tym przeczytać, mogłem nawet ,,zobaczyć". Jednak, co z tego? 

Nie doświadczyłem podróży międzygalaktycznej, nie byłem także na środku żadnego z oceanów (nie licząc napomnianych wędrówek palcem po mapie). Byłem z wycieczką u naszych południowych sąsiadów, zahaczyłem o Austrię. To są moje aktualne granice poznania. Od niedawna, wierzę także w Albanię. Granica poszerza się, teoretycznie. 

Jednak gdybyście zapytali mnie: gdzie jest koniec świata? Wskazałbym palcem na odległy horyzont, tudzież miejsce w którym aktualnie się znajduję. 

A co Wam przychodzi jako pierwsze do głowy? Śmiało, odpowiadać!

Wybaczcie nadmierną ilość końców i światów, tak jakoś wyszło na potrzeby bycia zrozumianym.

Kończąc...

Koniec, końców i tak koniec świata nadejdzie. Prędzej niż później, powybijamy się wszyscy nawzajem. 


Nikt

niedziela, 16 grudnia 2012

Znowu Ja

Pisanie tego bloga składa się z ciągłych przerw i powrotów, powrotów i przerw. Zupełnie jak z chwilowymi iskierkami zapału, gdy motywacja nie mieści się już w naszej głowie i przez jeden dzień planujemy najbliższą przyszłość, która finalnie i tak wygląda inaczej. Bardzo za to przepraszam, ale chyba już tak mam. 

Pierwszy semestr roku szkolnego dobiega końca, sprawdzanie prac na Olimpiadę Filozoficzną dobiegło końca, życie X osób dobiegło końca. A ja wciąż mam możliwość powrotu w ramkę edycji tekstu na bloga. Pogoda przepełniona mgłą, zgniliźną, błotem i szałem zakupowym - czyli to, co Polacy lubią najbardziej. Przynajmniej jest na co narzekać. 


Niedawno była rocznica śmierci Johna. Kiedy wchodzimy na wikipedię, tudzież zaglądamy do encyklopedii (czego już chyba nikt nie robi) w nawiasie mamy podane dwie informację. Datę i miejsce narodzin + datę i miejsce śmierci. Drażni mnie to. Drażni mnie ta budowa notek encyklopedycznych. Drażnią mnie także covery ,,Imagine" Lennona. 

Mam swoją własną wizję tej piosenki: cichą, spokojną, bez przesadnego artyzmu (który przypomina autyzm), wydłużania końcówek. Prostych, jak sama piosenka. 


fc00.deviantart.net/fs70/f/2010/148/c/5/Philosophia_by_Pretty_Tamy.jpg


Tematem mojej pracy na olimpiadę było pytanie, nawiązujące do poglądów Rousseau. Może wkleję tutaj cały temat:
Czy cywilizacja zmusza człowieka do bycia hipokrytą? Rozwiń temat w odwołaniu do znanych ci koncepcji filozoficznych.

I pytanie wydaje się być banalne, oczywiste. Bo, że jesteśmy hipokrytami to nic nowego. Zastanawiałem się jednak nad tym, czy aby na pewno przez cywilizację? Wiedziałem, że zakładamy maski zależne od marki nowych butów, wiedziałem, że gramy teatrzyki, uśmiechamy się, udajemy. Ale czy na pewno miało to wynikać z cywilizacji? Może jednak miało być czymś pierwotnym? Przyrodzonym naszej naturze. 

Po przeglądzie poglądów wielu Wielkich i tych mniejszych na temat społeczeństwa, cywilizacji, człowieka... Doszedłem do wniosku, że hipokryzja jest czymś wcześniejszym od cywilizacji. I to właśnie ona daje nam możliwośc utworzenia jej, jest jej siłą sprawczą. Bo chcemy być z innymi ludźmi z własnej woli, nawet jeśli ma nas to ograniczać. Po krótce ilustruje to Schopenhauer, pewną metaforą:

  ,,Pewna gromada jeżozwierzy skupiła się w zimowy dzień możliwie blisko siebie, aby wzajemnym ciepłem uchronić się przed zamarznięciem. Wkrótce jednak odczuły nawzajem swe igły, co je znowu od siebie oddaliło. Kiedy potrzeba ogrzania się zbliżyła je znowu, powtórzyło się to drugie zło, tak że szarpało je między sobą jedno i drugie cierpienie, póki nie znalazły umiarkowanej odległości, w której najlepiej mogły znieść jedno i drugie. W ten sposób potrzeba towarzystwa, wyrastająca z pustki i monotonii własnego wnętrza, spędza ludzi razem, ale ich liczne odstręczające właściwości i nieznośne wady znowu ich od siebie odpychają[1].

fc03.deviantart.net/fs11/i/2006/212/9/d/Elder_Porcupine_by_ursulav.jpg


Pewnie to tylko takie ględzenie sobie, bez większego znaczenia. Bo wspominam o pracy, nie podając całego ogromu użytych w niej argumentów. Skończę was zanudzać tym tematem, końcowym cytatem.
   

Tak więc odpowiedź na pytanie: czy społeczeństwo zmusza człowieka do bycia hipokrytą?, brzmi: „nie”. Owszem, jesteśmy hipokrytami, ale nie dlatego, że społeczeństwo (cywilizacja) zmusza nas do tego. Jesteśmy hipokrytami, bo taka jest nasza ludzka natura, która każe nam skrywać się za maską i ujawniać z siebie tylko tyle ile w danym momencie chcemy. Tkwi w nas specyficzna forma hipokryzji, nazwana przez myśliciela z Królewca aspołeczną towarzyskością, która jest przed społeczeństwem, która umożliwia jego powstanie i warunkuje jego istnienie. Naszych bliźnich „nie możemy znieść, ale też nie możemy się bez nich zarazem obyć[2].
Jesteśmy hipokrytami, bo nie możemy nimi nie być.
fc06.deviantart.net/fs9/i/2006/048/0/c/Christmas_by_applefight.jpg

Dziwnie to wyszło graficznie, ale nic na to nie poradzę.

Święta!

Czyli przedświąteczna atmosfera, przedświąteczne zakupy, przedświąteczne nerwy, przedświąteczne porządki, świąteczna atmosfera, świąteczne zakupy, świąteczne nerwy, poświąteczne porządki. Lubicie Boże Narodzenie? Ostatnio dowiedziałem się, że Wigilia obchodza jest w ramach rocznicy przed świętem Boga Słońca, a nie w związku z narodzinami Chrystusa. Przynajmniej pierwotnie była. 

Jakoś nigdy nie przepadałem za świętami. Była to dobra okazja, żeby się najeść i dostać coś miłego. Jednakże czasy się zmieniły. Dostrzegam teraz całe zamieszanie - problemy finansowe, rodzinne, zdrowotne. Otoczka świąt to kolejne wyzwanie, czy aby starczy do pierwszego... a kiedy już uda Nam się zasiąść do wigilijnego stołu to początkowo panuje cisza. Z czasem ktoś zaśpiewa kolędę, która oficjalnie rozpoczyna całą symfonię kłótni, wyliczeń, napomnień, wspomnień, wypomnień i przechwał. Nie szkodzi, w końcu taki jest ,,urok" rodzinnych imprez.


fc00.deviantart.net/fs10/i/2006/097/5/c/Shop_by_avotius.jpg

Mam chyba drobny uraz albo zwyczajnie z natury jestem nastawiony na narzekanie. Co można zauważyć poniżej i powyżej. Prezenty mi się nie podobały? Sam nie wiem, wolę je dawać, niż otrzymywać. Chyba za bardzo stresuje się sferą finansową. Żebym nie był za dużym balastem, obciążeniem, przeszkodą, albo nawet żebym zarobił coś i dopomógł. Ale w końcu jestem dzieckiem. Taka ma rola! 

A jak wyglądają Święta u Was? Jak tam końcówka semestru? Piszcie w komentarzach, lubię te nasze skromne interakcje! 

I jeśli, mimo wszystko, nadal tu jesteście... Bardzo Dziękuję! Trzymajcie się.

Pan Nikt


[1]   Wolne tłumaczenie [z:] Artur Schopenhauer, Barerga Und Baralipomena, Brodhaus, 1891, str. 298
[2]   Immanuel Kant, "Idee do ujęcia historii powszechnej w aspekcie światowym", str. 179

niedziela, 14 października 2012

Albania

Witam, przepraszam za nazbyt długą przerwę. Coś za często mi się zdarzają! Dzisiejszy wpis będzie pisany nieco szybszym tempem, co za tym idzie -> może paść w nim kilka rażących błędów, za które przepraszam. Temat obrałem nieco odmienny niżeli zwykłem obierać... O ile w ogóle zwykłem obierać jakieś specyficzne tematy. 

kids.mapzones.com/world/albania/albania.jpg


Chciałbym przedstawić wam Drodzy Czytelnicy, trochę informacji o Albanii, którą ostatnio się zainteresowałem. Państwo znajduje się na skraju Europy, dzień jazdy od mej mieściny. I co w nim takiego wyjątkowego?

Zacznijmy od faktu, że o Albanii zwyczajnie się nie słyszy. W telewizjii nie mówi się, że reprezentacja Albanii grała z jakąś inną; nie mówi się o wyborach, które miały miejsce; nie mówi się o katastrofach; nie mówi się o żadnych znanych Albańczykach (aktorach/pisarzach). Jedyne co przeciętny człek wie o Albanii to fakt, że jej stolicą jest Tirana. I oczywiście w egzystencji mu to nie wadzi. Mnie jednak strasznie ten temat męczył i zapytałem swojego profesora od WOSu ,,dlaczego tak mało wiemy o Albanii?" Miałem szczęście, że profesor w Albanii był i co nieco mi opowiedział. Dzisiejsza notka będzie zlepkiem informacji z kilku artykułów, które wyczytałem oraz informacji uzyskanych od psora. 

upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/b/b6/Albania_state_emblem.png


80% obywateli Albanii ma mercedesy. Nie ważne, czy mercedesy nie mają drzwi, dachu... Są dziurawe od kul, przerdzewiałe, nowe, stare... Faktem jest to, że Albańczyk winien jeździć mercedesem - jakimkolwiek. Po przekroczeniu granicy można rozróżnić turystów od rodzimych Albańczyków nie tylko dzięki tablicy rejestracyjnej, ale także dzięki samej marce samochodu (jeśli nie jest ona mercedesem). 

galenf.com/albania/korca05.jpg

80% obywateli Albanii posiada broń. I jest to rzeczą zwyczajną, nieco odmienną niż np. w przypadku Kanady. Nie jest to państwo myśliwych, łowców etc. Specyfika opiera się na klanowo-rodzinnym wyglądzie społeczeństwa. Można uznać, że każda z rodzin jest specyficznym klanem (mini-mafią). Przypuszczalnie mężczyzna zerwał zaręczyny z córką Pana X. Pan X wyrusza z karabinem na poszukiwania byłego narzeczonego córki. Znajduje go przed spożywczym i posyła 19 pocisków w jego klatkę piersiową. Po czym wraca szczęśliwy do domu. O sytuacji dowiaduje się ojciec świętej pamięci narzeczonego, zabiera karabin i idzie na poszukiwania ojca byłej narzeczonej świętej pamięci syna... Jako ciekawostkę podam, że dom robi za azyl. Czyli Albańczyk szukający zemsty nigdy nie wejdzie do domu swej ofiary... ale może czekać miesiąc na wycieraczce. 

i.wp.pl/a/f/jpeg/20155/arsenal2.jpeg

Przy każdym domu stoi barak, który uznaje się za niepisany symbol Albanii. Wiąże się to z historycznym rozporządzeniem budowy baraków w razie inwazji Chin. I tak przechadzając się chodnikiem któregokolwiek z miast, mijając domy... widzi się przy nich baraki. Jako pamiątkę z podróży można przywieźć popielniczkę w kształcie baraku, albo figurkę... Czy nawet alkohol w butelce, w kształcie baraku!

Kolejną ciekawostką jest deprecjacja czasu (który nota bene nie istnieje). Autobusy jeżdżą tak, jak podoba się kierowcom. Jeśli niedawno jechał autobus, tzn. że w najbliższym czasie żaden nie nadjedzie. I tyle. Podobnie w umawianiu się na spotkania z ludźmi. ,,Idziemy jutro na spacer" wystarcza do pewnego umówienia się. Informacje o czasie i miejscu są zbędne. Tak po prostu. (:

medias2.cafebabel.com/9817/thumb/355/-/albania-podroz-w-nieznane-albania-podroz-w-nieznane.jpg


Jeżeli ktoś byłby ciekawy tematyki Albanii i szukał więcej informacji... polecam ten artykuł:

,,Sporo emocji na koniec dnia dostarczył nam jeszcze nasz hotel z uwagi na niespotykaną ergonomię rozwiązań zastosowanych w sanita­riatach. Otóż prysznice były tam zamontowane bezpośrednio nad ubi­kacjami, które nota bene składały się tylko ze spłuczki i otworu w pod­łodze. Otwór ten stanowił również ujście dla wody z prysznica dzięki temu kucając nad dziurą za potrzebą można było jednocześnie brać prysznic. Genialna oszczędność czasu."



Wybaczcie za błędy, mam nadzieję, że temat się spodoba! 
Pozdrawiam serdecznie i liczę, że dacie o sobie znać (e-Czytelnicy!), jeśli jeszcze tam jesteście!

John

czwartek, 20 września 2012

Szkoła

Postanowiłem, że dzisiejsza notka będzie opisowa, podobnie jak poprzednia, w przeciwieństwie do wszystkich pozostałych. Zbieram myśli i czas na coś bardziej filozoficznego, ale nie jestem w stanie tego jeszcze poukładać w skład słów.

Skupię się na obserwacji szkolnego korytarza. Jednego, konkretnego, nieopodal wejścia. W jednym, konkretnym czasie. Będzie to wycięta z życia chwila, którą starałem się zapamiętać jak najlepiej...

Po prawej stronie, zaraz przy bocznych drzwiach, grupuje się stado 21 chłopaków z pierwszej klasy liceum, najprawdopodobniej matematyczno-fizycznej. Przynajmniej na takowych wyglądają. Jako, iż duża sala gimnastyczna jest w trakcie wymiany parkietu, są skazani na małą salę gimnastyczną (która notabene jest osobnym budynkiem, niepołączonym ze szkołą). Czemu nie udali się nań bezpośrednio, jak zwykły to robić inne klasy? Po prostu nie wiedzą, że tak winno się zrobić. Nie wiedzą, że blokują przejście, niepotrzebnie stojąc w zbędnym ucisku i milczeniu. W centrum zainteresowania, przy oknie, znajduje się jakiś samiec alfa, budzący największe zainteresowanie. To w jego kierunku raz po raz zerka reszta wystraszonych owieczek. 


fc04.deviantart.net/fs21/i/2007/254/c/e/Bournmouth_5_by_oOgeezOo.jpg

Przy automatach stoją trzy, dobrze znane mi osoby. Rozmawiają o planach na przyszły weekend i zbiórce pieniędzy na kilka gramów marihuany. Jeden chce kupić mniej, drugi więcej, a trzeci wcale. Co nie zmienia faktu, że i tak to zrobią. Zatracą się na pewien czas w oparach konopii indyjskiej. Z resztą, jak przynajmniej 5% tej szkoły. Jeszcze dwa lata temu dostęp do narkotyków wydawał mi się czymś nieosiągalnym (pomińmy przyjmowanie marihuany za narkotyk lub nie). Okazało się jednak, że to takie powszechne. Niemal na równi z alkoholem. Bowiem cotygodniową zagwostką uczniaków pozostaje wybór między narkotykami lub wódką. I nie chodzi mi tylko o marihuane. Co za problem kupić LSD, dopalacze, heroinę, czy chociażby 2CP? No właśnie. Problem (?) polega na tym, że żaden. 

fc00.deviantart.net/fs6/i/2005/113/3/7/LSD_by_RipRoaringReverend.jpg


Najbardziej niesprawdzonym pomysłem mojej szkoły okazały się bramki przy wejściach. Początkowe groźby ,,bez karty nie wejdziesz do szkoły" okazały się... kłamstwem. Szanowny Pan Woźny otworzy bramki za uśmiech, tudzież wymianę spojrzeń. Jednak pierwszacy jeszcze o tym nie wiedzą. W opisywanej przeze mnie sytuacji, dwójka z nich stała po zewnętrznej stronie bramek. Zapomnieli swych kart i cóż im pozostało? Jeden udając spokój, penetruje swój plecak. Drugi nawołuje do ludzi ,,po drugiej" stronie coby użyczyli mu karty. W końcu Ktoś bliżej nieokreślony się nad nimi lituje, nie otrzymując nawet skromnego: dziękuję. 

Jakże pięknie widoczny był podział na grupki zależny od marki nowo kupionych butów, ludzi, udających kogoś kim na siłę chcieliby być. A kim chcieliby być? Kimś, kto w ich przekonaniu, okaże się najlepszy, oryginalniejszy. Bowiem każdy ma jakieś własne ramy estetyczne do których stara się przyporządkować. Obserwując to całe zamieszanie zrobiło mi się smutno. Czy człowiek, szukając akceptacji nie może pozostać sobą? Musi się zmieniać i podporządkowywać przypisanym normom? Czy raczej szukać akceptacji prawdziwego ja? U mnie chyba tak dużo się nie zmieniło. Ten sam spowolniony chłopak w czarnej koszulce i jeansach, wiecznie powtarzający ,,śmierć". Przynajmniej w pewnym stopniu pozostałem sobą.


chocolateelephant.blogspot.com

Powiem szczerze, że nie jestem zadowolony z tego co napisałem. Widocznie tematyka szkoły męczy mnie ostatnio za bardzo. Ale mam wrażenie, że blog nieco traci na swoim bycie, przez ten wpis. Nawet nie mam ochoty tego czytać. Mam chyba za wysoką samoocenę i uważam tego typu opis za ,,zniżenie się" do jakiegoś -X poziomu. Obym się mylił. 

Miłego weekendu!
Nikt

niedziela, 16 września 2012

Szpital

Ostatnimi czasy miewałem (nie)szczęście bywać dosyć często w szpitalu. Niby nic poważnego, ale naczekałem się swoje w kolejkach, oczekując na lekarza, spóźniającego się kolejną godzinę. Nie mam zamiaru skupiać się na bezsensie systemu badań, oczekiwań na badania i tym podobne. Posiadam za mało konkretnych informacji, poza domysłem, że na papierku wygląda to całkiem porządnie (w przeciwieństwie do praktyki). 

Chciałbym oddać się dzisiaj całkowicie opisowi otaczającego mnie świata. 

fc06.deviantart.net/fs14/f/2007/113/a/7/hospital_floors_by_JESSERZZZ.jpg
Do Szpitala przyjechałem względnie wcześnie. Wstałem koło 04:30. Do 05:00 byłem już ogolony i umyty. Około 05:20 wsiadłem do autobusu linii nr 10, którym dotarłem w okolice szlachetnego szpitala. Przed szóstą siedziałem już przy drzwiach na których widnieje informacja, jakoby lekarz przyjmował od godziny 08:00. Kolejne stoty zaczęły pojawiać się po 15 minutach, potem 20... No i nim się zorientowałem cały korytarz drzwi, pozbawiony okien, wypełniony był powietrzem najróżniejszych stot. Kolejka do gabinetu przede mną (psycholog Anna X) była najmniejsza. Nie wiem konkretnie co miało to znaczyć. Że ludzie mają więcej problemów zdrowia fizycznego, niżeli psychicznego? Gówno prawda. Ludzie albo nie wierzą w feministyczne słowa, kolorowo ubranej Pani psycholog, albo zwyczajnie nie widzą problemów (tudzież widzenie różnych rzeczy nie stanowi dla nich problemu). Ta kolejka mimo najmniejszej ilości osób posiadała najciekawsze ,,przypadki". Na początek rudowłosa, wychudzona kobieta, rzucająca oczami we wszystkie możliwe strony ze swoją potencjalną mamą o orginalnym fioletowym kolorze włosów, której wiecznie szeptała coś na ucho. Dwa kolejne miejsca siedzące zajmowała starsza Pani, patrząca nauczycielskim wzrokiem na wszystkich ludzi dokoła. Oczywiście miejsce u boku zajmowała jej torebka. To wspaniałe połączenie wzroku, który wszędzie widzi jakąś uwagę wraz z torbami (wliczonymi w urok nauczycielskiego zawodu) dawało oczywiste wnioski: Emerytowana nauczycielka! Jak się potem okazało czekała w kolejce do innego lekarza, lecz najwyraźniej jej torba nie miała tam miejsca siedzącego i szukała szczęścia gdzie indziej.

th08.deviantart.net/fs71/PRE/i/2010/258/c/8/nobody_by_drfranken-d2yrpxm.jpg

Jestem niepełnoletni. Muszę zatem chodzić do chirurga dziecięcego. Jestem dosyć duży i zawsze czuję się nieswojo w towarzystwie małych dzieci, które niecierpliwe chcą już sobie stąd pójść (jak każdy). Jeśli któreś z nich zadaje mi pytanie, zwraca się do mnie per Pan. Co w sumie nieco mnie bawi, bo do świata dorosłych zostało mi jeszcze parę herbatek zrobionych przez rodzicielkę. Tutaj chłopczyk bawiący się samochodzikiem, tutaj dziewczynka zerkająca na chłopczyka. A ja siedzę sobie nieopodal ich, obserwując pierwsze dotknięcia spojrzeń. Na dwóch końcach korytarza są zawsze dwie najdłuższe kolejki: kardiolog i neurolog. W dodatku oby dwoje słyną z przychodzenia znacznie po czasie, zatem nie warto kierować się tabliczkami na drzwiach. No i żeby zostać przyjętym trzeba przyjść dosyć wcześnie (chociażby ze mną). Moim szczęściem w (nie)szczęściu jest Pani chirurg, która raz na jakiś czas przyjdzie o ustalonej godzinie. 

fc07.deviantart.net/fs13/f/2010/116/4/6/465fa1fbca4d2092895f0b4cb0f3cf55.jpg
Częstym pytaniem zadawanym przez uczniów dojeżdżających do szkół jest: Dokąd jeżdżą Ci wszyscy starzy ludzie? Wydaje mi się, że chociaż połowa z nich jedzie do szpitala, apteki, tudzież przychodni. Zazwyczaj przyjmowany jestem jako pierwszy. Czasem zdarzy się zatroskana mama, która prosi ,,czy aby może się spytać czy lekarz ją przyjmie bo nie ma X" i wpuszczam ją jako pierwszą... po czym nie ogranicza się to nigdy do rozmowy. Po 10-15 minutach drzwi się otwierają, po czym wpuszczona Pani obiera kierunek ,,do wyjścia". Ja wchodzę do gabinetu i tymi samymi uprzejmościami się witam, żegnam... no i niestety po jakimś czasie wracam. 

Chyba starczy na dzisiaj... Mam nadzieję, że nie zanudziłem nikogo bardziej niż zwykle. 

Nikt

poniedziałek, 10 września 2012

Pustka

Mam ostatnio cholerne problemy z napisaniem czegokolwiek o czymkolwiek. W wersjach roboczych mam chyba sześć postów, a raczej ich początki, które z blaku laku nie doczekały się kontynuacji. Nowy rok szkolny przysporzył mi nieco nerwów, niewyspania i... braku pomysłów na napisanie? Nie, nie... To nie to. Pomysłów jest dużo, gorzej z ich wykonaniem. 

Nieświadomie wpisałem w tytule tego wpisu ,,pustka" ale może okazać się to dobrym tematem. Bo w końcu... czym jest pustka? 

Pustka jako brak czegoś/kogoś

Albo może stan odczuwany po braku czegoś, kogoś. Przypuszczalnie... mieliśmy psa o imieniu Oskar, którego ze znajomymi nazywaliśmy Królem Liczów. Każdego dnia o tej samej porze wychodziłem z psiną na spacer, zazwyczaj po przybliżonej trasie. Niestety pies odszedł (zgodnie z którąśtam bajką) do psiego Nieba. A cóż mi zostało? Taka pustka, że człowiek nie wie co ze sobą zrobić w tej danej chwili... A spacery bez Króla Liczów to już nie to samo! Oczywiście to tylko przykład, bo tęsknić możemy nawet za butem zwiszającym z lini wysokiego napięcia.
schodowski.deviantart.com/art/pustka-121614630

Pustka jako nic


... czyli właściwie co? Nic. Pojęcie abstrakcyjne wyrażające albo całkowitą, niepojętą i nieistniejącą pustkę (chyba odpowiednich słów mi brakuje!), albo brak konkretnej rzeczy, jakiejkolwiek rzeczy. Gdy staram sobie wyobrazić czym tak właściwie jest pustka to widzę coś takiego:


images.wikia.com/bezsensopedia/pl/images/1/11/Czarny.jpg

I chyba wielkiego błędu nie popełniam. No, nie licząc faktu, że z moich wyobrażeń wynika, że pustka jest czarnym prostokątem... albo, wdrążając się nieco w mój umysł, wszechotaczającą czernią. Co do pierwszego znaczenia w tym podtytule... Tyczy się to zwyczajowych odpowiedzi. Ile reszty Ci zostało? Nic. Masz coś zadane? Nie mam nic zadane. 

Pustka jako stan umysłu społeczeństwa

fc06.deviantart.net/fs9/i/2006/033/2/b/DA_DEBIL_by_aptrick.jpg


Staram się być tolerancyjny, najlepiej jak potrafię. Co nie wyklucza u mnie swego rodzaju subiektywnej, krytycznej oceny wszystkiego co mnie otacza. Co za tym idzie? Pustkę jako stan umysłu społeczeństwa można rozumieć na różne sposoby... Owieczki, podążające za modą, a nie swoimi poglądami (pustka wspólna). Ludzie o skrajnej głupocie... i nie chodzi mi o brak wiedzy (np. Jaka jest stolica Sri Lanki?), ale taką skrajną, zablokowaną postawę. Nie będę wypisywał grup społecznych, opisywał konkretnych ludzi... bo jest to temat otwarty, dla Was, Czytelnicy! Każdy niechaj to zrozumie na swój sposób.

Pustka

Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że z pustką można wiązać także samotność. I to z notki nieco wcześniejszej, jako stałe poczucie jakiegoś braku, zagubienia w społeczeństwie. Bo w końcu... ja tutaj chyba w ogóle nie pasuje.

fc03.deviantart.net/fs43/f/2009/074/3/6/Alone_by_BlackCloudConnected.jpg
 

Mam nadzieję, że jeszcze Tam jesteście! 

Nikt

czwartek, 30 sierpnia 2012

Drobne przeprosiny

Jestem ostatnio trochę zabiegany i przez to nie wstawiam niczego nowego. Za co szczerze przepraszam.

To pewnie nie służy memu marzeniu o posiadaniu popularnego bloga z którym Ktoś bliżej określony się liczy. Dlatego stukam ten nieco krótki wpis, tak po prostu. 

Trwam w ciemnościach swojego pokoju, pijąc zimną herbatę, o której zapomniałem X godzin temu. Odwiedzam te same strony, rozmawiam z Tą samą Osobą. Jestem sobie, jestem. 


Trochę jak to drzewo, które mogłoby być moją trumną:

fot. Śmierć

Tym miłym akcentem serdecznie pozdrawiam wszystkich uczniów, którzy już niebawem zawitają w progach ukochanych placówek oświaty... Oraz osoby starsze, pracujące, niepracujące, zdrowe, szczęśliwe, smutne... szczególnie amatorów wiatraków, samotnych drzewek i herbaty. 

Nikt

PS

Spokojna głowa, niebawem dodam coś wartościowego.

piątek, 17 sierpnia 2012

Czas, czas, czas

Witam wszystkich Czytających te marne słowa. Jako, iż imam się z podróży na podróż, a co za tym idzie - wyjeżdżam w niedzielę z samego rana poszwędać się nieco po Bieszczadach, postanowiłem wstawić tutaj coś nowego. W przeciwieństwie do ostatniego wpisu, coś napisanego w trybie rzeczywistym (na czym nie zdążył jeszcze osiąść kurz).

Dzisiaj skupiłem się na czasie, czyli (jak to ładnie brzmi!) teraźniejszej przyszłości, która odejdzie w przeszłość.

thearne76.deviantart.com/art/Time-273861069


Czym jest czas?
Różnie to było z poglądami na temat czasu, u różnych wielbicieli mądrości. Osobiście najbliższy memu zdaniu jest pogląd świętego Augustyna... o czym wspomnę nieco niżej. Czas, czas, czas... Czym do cholery jesteś? Definicja wspominała coś o wartościach fizycznych. Zgoda, w końcu trzeba wiedzieć po jakim czasie pociąg jadący z prędkością X, uderzy pociąg jadący z prędkością Y, coby zdążyć wyskoczyć w odpowiednim momencie i kupić dżem truskawkowy. Z tego co kojarzę to Bergson również zajął się czasem, stwierdzając kwestie oczywiste... i rozdzielając go na czas (jako wartość fizyczną) i czas (jako przelotność, chwila). Była to w sumie teoria igrająca z poglądami Newtona, który na wszystkie świętości i mądrości zapierał się, jakoby istniał tylko jeden, wszechobecny czas. Kant podpiął czas pod rozwinięte przez siebie sądy apriori i aposteriori. Co z Arystotelesem? Ten z kolei stwierdził, że czas jest bliższy ginięciu jakiś rzeczy/przedmiotów niżeli powstawaniu ich. Bowiem z biegiem czasu, rzeczy starzeją się i umierają (zupełnie jak z ludźmi).


parawan.deviantart.com/art/Train-55045786

Co ze świętym Augustynem? 
Nie chciałbym się teraz rozwijać wielce nad swoimi wierzeniami i poglądami co do traktowania św. Augustyna... ale uważam go za stotę bardzo istotną dla filozofii i mojego życia. Pojęcie czasu musiało go nieco pomęczyć, skoro przypisywane są mu słowa ,,Czymże jest czas? Jeśli nikt mnie o to nie pyta, wiem. Jeśli pytającemu usiłuję wytłumaczyć, nie wiem." Na szczęście zdążył on swój pogląd nieco dookreślić, stwierdzając, iż czasu nie mierzy się w klepsydrze. Uważał bowiem, iż jest on tożsamy z pamięcią, przemijaniem... niżeli wartością fizyczną (i dżemem truskawkowym o którym już wspominałem).

benoitpaille.deviantart.com/art/La-philosophie-est-107692248

Czas u Pana Nikt
Już od czasów zabaw w piaskowicy (a muszę przyznać się, że czasem jeszcze zdarzy mi się tam siedzieć z młodszą siostrą) nie potrafiłem pojąć o co do cholery chodzi z tym czasem? Dlaczego w ogóle się go uznaje? Rozumiem, że uznajemy godziny i sekundy za jednostki czasu... Ale moim zdaniem nazwanie czegokolwiek mianem ,,czas" jest zbędne. Człowiek z natury ma ochotę nazwać wszystko co istnieje, czy też nie istnieje. Nic nazwijmy ,,nic" albo ,,pustką" , bo w końcu nigdy jej nie doświadczymy w kwintesencji znaczenia fizycznego... ale warto nazwać ten brak czegokolwiek niczym. By potem przekształcić to w poczucie pustki, braki, samotności... 

Oj, cholera, trochę odbiegłem od tematu. Po prostu przepełnia mnie taka niespełniona potrzeba nie istnienia czegoś takiego jak czas. I wiem, że uznaję go, wstaję o określonych godzinach i niedzielny obiadek jem tradycyjnie o 13 (wcześnie, nieprawdaż?)... ale mam taką potrzebę życia w przekonaniu, iż nie uznaję istnienia czegoś takiego jak czas. Zatem pozwólcie mi oficjalnie i otwarcie stwierdzić, wbrew wszystkiemu, że czas nie istnieje.



Inności
Nazbierało mi się dzisiaj na poglądy różnych osób. Mam nadzieję, że nie pogubiłem się w nazwiskach i idzie to jeszcze jakoś przeczytać. Pragnę się w tym wpisie nieco otworzyć przed wami i powiedzieć, że piję herbatkę, słuchając God Is An Astronaut (bo słowa są czasem po prostu zbędne). 

aimeelikestotakepics.deviantart.com/art/autumn-tea-party-146125679


,,Są ludzie pozbawieni poczucia czasu. Chcą zrywać kwiaty, które się jeszcze nie stały kwiatami: i wtedy okazuje się, że nie ma kwiatów."

Antoine de Saint-Exupery



John Tayds 
(głodny)

piątek, 10 sierpnia 2012

Krzywo

Ostatnio coraz chłodniej mi w stopy. Chyba nie lubię otwartego okna. Cokolwiek oznacza jego otwarcie. Przez szybę zwykłem widywać wiatraki i pociągi, jednakże nadmiar liści bezczelnie mi je zasłania.

Bardzo chciałem coś napisać przed wyjazdem, ale chyba jednak nie mam o czym. Wkleję zatem jakiś tekst, bez większego sensu, napisany przeszło dwa lata temu.

lt-arts.deviantart.com/art/Into-The-Nothing-184927701

Krzywo


                Młodociany starzec szedł pośpiesznie, mozolnym krokiem. Mijał szklany budynek z czerwonej cegły, która była pomarańczowa i pięciokołowy czterokołowiec. Rozglądał się na boki, patrząc przed siebie. Sam nie wiedział gdzie idzie, toteż przystanąwszy przy drzewie szedł do określonego celu. W oddali widział swój dom, który stał dwa metry przed nim. Dwadzieścia minut trwała jego kilkusekundowa podróż na drugie piętro, znajdujące się w jednopiętrowym domu.

                Usiadł do komputera, i tak stojąc przed telewizorem, czytał książkę leżąc na kanapie. Z radia leciała nieznana mu piosenka, której dosyć często słuchał. W powietrzu unosił się zapach wiosennych kwiatów, który pachniał jak lubiane przez niego ciasto, pieczone przez sąsiadkę, której nigdy nie miał. Na biurku leżały zdjęcia, przyklejone do lodówki. Zdjęcia przedstawiające różnych członków rodziny zawierały tylko jedną, tę samą, siwowłosą, rudą blondynkę z czarnymi włosami, kasztanowego koloru. Miała na imię Karolina, dlatego wszyscy milcząc mówili do niej Krysia. Karolina bardzo lubiła dżem truskawkowy, dlatego codziennie chodziła do sklepu po dżem wiśniowy, tam kupowała malinowy, by do domu przynieść brzoskwiniowy, gdzie wszyscy członkowie rodziny mogli posmakować jagodowego smaku dżemu żurawinowego o smaku jeżyn. Krysia była żoną Michała, który nie lubił swojego ulubionego - żółtego koloru błękitu. Michał był prawdomównym hipokrytą, którego zielone oczy, piwnej barwy budziły nieme okrzyki wśród nieznanych znajomych.

                Pracował jako szkolny dozorca, w recepcji tutejszego banku. Lubił rozmawiać z ludźmi, dlatego nigdy nie wdawał się z nimi w żadne dyskusje. Był punktualny i spóźniał się do pracy tylko w dni robocze. Wszyscy kochali tego niekochanego, milczącego gadułę. Szefostwo nie miało serca by zwolnić tego zabawnego ponuraka, dlatego robiło to raz na tydzień, co dwa dni. Nigdy nie przywracali mu starego stanowiska, więc dawali mu nowe na tej samej posadzie.

                Pijał przesłodzoną, gorzką herbatę. Uwielbiał pikantne potrawy, dlatego jadał wszystko co łagodne. Był człowiekiem niskiego wzrostu, włosami sięgającym nieba. Wiele osób śmiało się z niskiej wagi tego spasionego grubasa. Jego stopy małego rozmiaru przypominały ogromne płetwy. Bał się jasnego blasku ciemności, dlatego milcząc mawiał, iż bezbarwny świat jest pełen kolorów.    

- - - - - - - - - - -
Macie może jakieś marzenia?

JT


sobota, 4 sierpnia 2012

Szczęście

Felicytologia jest to zagadnienie etyki, próbujące rozszyfrować czym jest sedno życia szczęśliwego i jaka prowadzi doń droga. Trochę się na jej temat naczytałem stukając pracę o tym, czy środkami politycznymi można zapewnić obywatelom szczęście. 

Czym jest szczęście?
Nie wiem czy pytanie nie wydaje się być banalnym, ponieważ każdy w pewien sposób może poskładać odpowiedź. Mówiąc o nieistniejącym ogóle będzie to jakieś wewnętrze poczucie euforii, wyższy poziom radości. Jednakże to zdecydowanie za mało. Każdy rozumie/pojmuje szczęście inaczej i w inny sposób do niego dochodzi (o ile ktokolwiek rozumie/pojmuje swoje szczęście!). Niektórym wystarczy dobry obiad, innym mądrość (np. stoikom), jeszcze innym przyjaźń, miłość, rodzina (och, co za oklepane, magiczne słówka). Na pewno jest to pojęcie ruchome, odmienne różnym stotom, zamienne w czasie.

photoblog.pl/ziooola/94679841


Czy można być szczęśliwym?
Szczęśliwość jest stanem do którego mniej, bądź bardziej świadomie dążymy. Jednakże czy jest możliwa? Wydaje mi się, że tak. I jest to zależne od tego, co za ów szczęście przyjmiemy. Oczytani stoicy, którzy osiągnęli już wysoki szczebel mądrości mogą być szczęśliwi, skoro właśnie to przyjmują za ,,główne kryterium". Tylko nie wiem do końca czy to jest takie proste, coby uznać samemu jakąś rzecz za szczęście i takim mianem ją obarczać. Bo z jednej strony - czemu nie? A z siedemdziesiątej czwartej - czy to ,,szczęście" naprawde będzie szczęściem? Oj, za dużo nietreściwego (a może zwyczajnie blogowego?) bablania.


photoblog.pl/ziooola/94277014



Szczęście Pana Nikt
Tak naprawdę nie wiem czym jest dla mnie to piękne słowo: szczęście, ale mam pewne nakierunkowania. Po co zatem oddzieliłem swe zdanie od reszty, która też zawiera moje zdania? Bo wydało mi się to właściwe i mogłem wetknąć tam zdjęcie. Osobiście śmiem twierdzić i możebnie uważać, jakoby potencjalnie szczęście a'la John Tayds wiązało się z drugą osobą i było od niej zależne. Bez drugiej(czy tam trzeciej, szóstej) osoby u boku nie można dojść do szczęścia. Ale to tylko moja wskazówka, a co za nią idzie? Ze szczęściem wiążą się bóle głowy, napady zazdrości i złości, tęsknota, trochę nieprzespanych nocy, zamartwianie... ale można czasem załapać się na masaż pleców.


kwejk.pl/obrazek/1325593/coffe-tv.html

Nie obraziłbym się za jakieś komentarze, coby upewnić się, że ktokolwiek zwykł na tego bloga zaglądać.

(Mam kaca moralnego za reklamy wrzucone na dole, ale to tylko drobny eksperyment i na pewno znikną w najbliższym czasie.)



John

wtorek, 31 lipca 2012

Mądre słowa 1

Sam średnio rozumiem tytuł, który ustawiłem powyżej. Chciałem bawić się w zawirowania dobrego zła, postaw moralnych... ale skończyło się na mądrych słowach. Mam bowiem dziwne wrażenie, że jeszcze kilka ich na tym blogu padnie.

O samych pojęciach
Uważam osobiście, że każde słowo ma tyle znaczeń, ile jest osób świadomych istnienia tych wyrazów. Oczywiście w każdym przypadku występuje jakaś pobieżność, jedność. Krzesło dla większości osób będzie meblem z oparciem, służącym do siedzenia. Jednakże każdy posiada inne przeżycia, wspomnienia, które warunkują nasze postrzeganie chociażby krzesła. Cytat, który przyszedł mi do głowy pochodzi z ,,małego księcia" - ,,mowa jest źródłem nieporozumień". Conajmniej dwuogniskowo. 1. Mając możliwość wypowiadania słów obrażamy, kłamemy, grozimy, krzyczymy... 2. Jako, że pojmujemy każdy wyraz na swój własny sposób często może dojść do nieporozumień. Prowizoryczna sprawa - szczęście (dla jednych konkretny sukces, dla innych konkretna osoba). 


photoblog.pl/ziooola

Dobro
Z tego co kojarzę z niegdyś wyczytanej definicji jest to idealna postawa moralna. Nie daje to nam nazbyt wiele treściwych informacji, poza swego rodzajem nakierunkowaniem. Idealna postawa moralna, czyli jakiś ideał do którego winno się dążyć. Zgoda. Ale co z tego wynika? Dobrem jest to, do czego winniśmy dążyć. Czyli właściwie czym? Śmiercią? Wybitni święci, będący również w poczcie filozofów (Augustyn, Tomek z Akwinu) uznawali, że wszystko co ma swój byt jest dobre. Oczywiście musieli podporządkować się formułką z Biblii i wizji tego, że wszystko co stworzył Bóg jest dobre. Podobno, gdy się myje zęby to jest dobrze. Albo zmyje naczynia. Inni mi jeszcze powiedzieli, że to dobrze jak oddam połowę wypłaty na tackę starszego Pana z brodą, który mruczy pod nosem: Bóg zapłać.



Zło
Z przytoczonej definicji, tudzież poglądu świętych łatwo wywnioskować czym miało by być zło. Definicja: Przeciwieństwem dobra, postawą pozbawioną moralności. Święci: Zło to brak dobra (brak bytu). Brak bytu? Nieco naciągane, ale na upartego można i uznać coś takiego. Zło, zło, zło, zło. Podobno, gdy się pokazuje na kogoś palcem to jest, to zło. Albo gdy się przechodzi na czerwonym świetle. Inni mi jeszcze powiedzą, że jak jem chleb z szyneczką toż to zło i morderstwo.

photoblog.pl/ziooola/128165799

Co myślę ja? Nieraz borykam się z problemem dobra i zła (szczególnie od pierwszych zajęć etyki w szkole). Czym są konkretnie? Nie wiem. Mam tylko pewną refleksję i świadomość, że nie można osądzać jednoznacznie o ogółach. Mądrze zabrzmiało, ale o co mi chodzi? Nie uważam jakoby każde morderstwo, każda kradzież etc. była złem. Nie można stwierdzić, że (każda) kradzież jest złem (wbrew sławietnemu przykazaniu: Nie kradnij!). Wszystko zbiera się z konkretów. Konkretne miejsce, czas, konkretna osoba z konkretnymi doświadczeniami, wspomnieniami. I tylko rozpatrzenie sprawy indywidualnie (co na szczęście, teoretycznie występuje w sądach) przynosi prawdziwe efekty. Skąd ta myśl?

Używamy zbyt wielu słów, których znaczenia nie do końca pojmujemy. Narzucamy konkretnym ludziom etykiety: dobry/zły, kłamca, oszust, sportowiec, mięśniak. A tak chyba nie powinno być. I tutaj wyjdę na hipokrytę, ale mam co najmniej jeden pewny wyjątek tej reguły: LUDZIE SĄ ŹLI.



Bez ładu i składu, ale jestem dzisiaj jakoś rozkojarzony. 
Nikt

środa, 25 lipca 2012

Przeciwieństwo krzesła


Jako, że jutro wyjeżdżam wstawiam coś ,,na szybko" (tak to się chyba popularnie zowie) z skarbnicy starych plików .doc znajdujących się na moim komputerze.

źródło: photoblog.pl/ziooola/127946658


- - - - - - - - - - - - - - - -- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

         W zaciszu domowej samotni dopadła mnie razu pewnego myśl, która bombardowała mój umysł brakiem sensownego rozwiązania przez dobry miesiąc. Czym jest przeciwieństwo krzesła? Pierwsze pytanie jakie rzuca się na język: Czemu akurat krzesła? Odpowiedź jest bardzo prosta! Bo na nim siedziałem.
Pierwszym rozwiązaniem okazał się brak krzesła. Ale to oznaczałoby, że ja, wiewiórka i szarawy elementarz mojego dziadka z czasów wojennych, który pamięta więcej niż jestem w stanie sobie wyobrazić, również jesteśmy przeciwieństwami krzesła.  Wydało mi się to idiotyczne, więc rozpocząłem poszukiwania innej, prawdziwej odpowiedzi – zazwyczaj poprzez rozmowy ze znajomymi. Ich pomysły były naprawdę różne (i nie miały żadnego uzasadnienia): ściana, dywan, długopis, słuchawki, słoń etc. Wtedy uświadomiłem sobie, że muszę odkryć czym tak naprawdę jest krzesło. Co sprawia, że patrząc na krzesło wiem, że właśnie nim jest? Ilość nóg? Oparcie? Gdybym odjął nogi wciąż na myśl przychodziłoby mi krzesło – podobnie z oparciem. Na pomoc przybył mi Spinoza, który twierdził, że ,,zło i dobro istnieją tylko w naszym umyśle jako idee.” Rozwijając tę myśl – wraz z procesem poznawczym w moim umyśle przyswojona została idea krzesła, która w przeciwieństwie do dobra i zła, ma czysty, bezpośredni odpowiednik fizyczny. To pomogło mi zrozumieć naturę rozróżniania jednego przedmiotu od drugiego, jednakże tytułowe zagadnienie wciąż pozostawało bez prawidłowego rozwiązania. Postanowiłem podejść do sprawy bardziej analitycznie…

źródło: photoblog.pl/ziooola

1. Czym jest krzesło?
                Jak podaje słownik języka polskiego:
krzesło – mebel służący do siedzenia, mający z tyłu oparcie
Pod definicje podchodzi również fotel, ławka, kanapa. Mimo to, postanowiłem skupić się właśnie na niej.

2. Czym jest przeciwieństwo?
Jak podaje słownik języka polskiego:
przeciwieństwo – sprzeczność, niezgodność, zachodząca między rzeczami, zjawiskami itp. ; rzecz, osoba, zjawisko różniące się całkowicie od innego porównywanego zjawiska, rzeczy, osoby itp. ; kontrast
Tutaj pojawiło się pewne rozjaśnienie. Okazało się bowiem, że przeciwieństwo tak naprawdę nie jest przeciwieństwem. W moim rozumowaniu przeciwieństwem krzesła nie byłby mebel, a coś jemu przeciwne. Jak jednak wynika z definicji - przeciwieństwem krzesła jest mebel, służący do (przeciwieństwo ,,siedzenia” jako czynności) .
3. Co zatem kryje się pod hasłem ,,siedzieć”? 
siedzieć – znajdować się w pozycji, w której ciało załamane w biodrach spoczywa całym ciężarem na pośladkach, a nogi są zwykle zgięte w kolanach
Przeciwieństwem siedzenia będzie zatem znajdowanie się w pozycji, w której ciało jest wyprostowane, a ciężar spoczywa na (przeciwieństwie pośladek?)… Dopiero w tym momencie odkryłem, że wpadłem w błędne koło i jeżeli sprawy nieco nie uproszczę to wciąż będę budził się w środku nocy, zlany potem, mając przed oczyma wyobraźni krzesło.

4. Uproszczenie. 
Przeciwieństwem siedzenia będzie leżenie (rozpatrywałem również stanie ale opierając się jeszcze trochę na definicji doszedłem do tego, że ciężar ciała nie może opierać się na jednej, konkretnej jego części). Przeciwieństwo to, nie będzie mogło posiadać (zgodnie z definicją) oparcia. Zatem przeciwieństwem krzesła będzie:
Mebel służący do leżenia, nie mający z tyłu oparcia(?)
Czegoś mi tu wciąż brakowało. Przecież bardzo ważnym elementem krzesła, dającym mu stabilność i możliwość stania są nogi. Jego przeciwieństwo zatem nie powinno ich zawierać. I tutaj dochodzimy już do sedna sprawy! Przeciwieństwo krzesła to:
                Mebel służący do leżenia, nie mający z tyłu oparcia, pozbawiony nóg.
Czy w świecie fizycznym istnieje coś takiego? Oczywiście! Będzie to swego rodzaju łóżko pozbawione nóg. Można to nazwać ,,pokrowcem na materac” , czy chociażby tapczan (oczywiście taki pozbawiony nóg i oparcia).


Możliwe, że nie zgodzicie się ze mną i uznacie dochodzenie do przeciwieństwa krzesła za swoisty absurd. Ja na szczęście mogę już spać spokojnie.

JohnTayds

poniedziałek, 23 lipca 2012

Samotność

Upieram się nazbyt często tego tematu, gdyż trwałem w nim przez naprawdę długi czas. Z resztą wciąż dotyka mnie w swój specyficzny sposób. Przedstawię swój punkt patrzenia na trzy zróżnicowanie stany. Pogrupowałem je którejś nieprzespanej nocy, użalając się (jak to miewam w zwyczaju) nad sobą. 

Osamotnienie

źródło: http://www.photoblog.pl/ziooola/125777878

Stan odizolowania od ludzi. Gdy ,,jest się na tym świecie samemu" - bez przyjaciół, rodziny. Oczywiście znamy Pana listonosza, sklepikarkę ze spożywczego (od której kupujemy zwyczajowo te same rzeczy), sąsiadkę. Ale w mieszkaniu wypełnia nas pustka, praca, telewizja. Powody są najróżniejsze... Wstyd, Choroba, a czasem zwyczajny pechowy bieg wydarzeń.

Kojarzy mi się z nim zalążek (para)poezji chowanej gdzieś między książkami filozoficznymi. Nic wzniosłego, ale skoro już się w pewien sposób otwieram to mogę go tu przepisać.

- kartka świąteczna -


Codzienny rytuał pustki
pusta skrzynka na listy
puste mieszkanie
pusta lodówka
puste łóżko
puste biurko
puste kieszenie
pusta szklanka
puste dłonie

Nikt nie puka do drzwi,
nikt nie dzwoni, nie pisze

widocznie wszyscy pozostawiali włączone piekarniki
we własnych mieszkaniach


W moim domyśle ludzie osamotnieni nie mogą być szczęśliwi. Chyba, że pojmą szczęście jako sukces zawodowy, tudzież... czytanie marnych poezji na blogu Pana Nikt. 

Samotność

Stan, który przepełniał moją duszę (o ile o istnieniu czegoś takiego można mówić)... a ostatnio odchodzi w powolne zapomnienie.

źródło: photoblog.pl/ziooola

Gdy człowiek żyje wśród ludzi, może mieć przyjaciół, ogromną rodzinę. Ale i tak czuje się samotny. Wiąże się to z brakiem akceptacji otoczenia, złym samopoczuciem w jakiejś grupie. Jakby ten świat nie był tym właściwym dla ,,mnie". Znudzenie codziennością, monotonia dni, zwyczajowe uśmieszki (bo przecież wypada)... Wchodzę w stan zbyt związany ze mną, ale mam wrażenie, że dotyka on w pewnym sensie wszystkich ludzi. Chociażby w skromnym procencie. Rasumując jest to poczucie niedopasowania do życia w którym się znalazło. (tak MNIEJ więcej) 

Bycie samemu

Kwestia na pozór idiotyczna. Bo przecież bójki o to jakim jest się samotnym, niekochanym i niepotrzebnym wiążą się zazwyczaj z okresem nastolenim. Istnieją jednak przypadki, gdy pozostajemy sami. Koleżanki wychodzą za mąż, rodzą dzieci... a my w zawirowaniach codzienności nie mamy czasu, szczęścia i zostajemy starymi kawalerami/pannami. I wówczas nie jest to wcale taką błahostką. 



źródło: photoblog.pl/ziooola


Miałem to poukładać nieco inaczej, powstawiać zdjęcia w innej kolejności. Ale najwyraźniej pogoda i moje dłonie zadecydowały inaczej. Nie gryźcie za bardzo ,,kartki świątecznej" , w końcu żem młody i głupi.

,,Życie miejskie: miliony ludzi, których dzieli wspólna samotność."  Henry David Thoreau

John Tayds