Postanowiłem, że dzisiejsza notka będzie opisowa, podobnie jak poprzednia, w przeciwieństwie do wszystkich pozostałych. Zbieram myśli i czas na coś bardziej filozoficznego, ale nie jestem w stanie tego jeszcze poukładać w skład słów.
Skupię się na obserwacji szkolnego korytarza. Jednego, konkretnego, nieopodal wejścia. W jednym, konkretnym czasie. Będzie to wycięta z życia chwila, którą starałem się zapamiętać jak najlepiej...
Po prawej stronie, zaraz przy bocznych drzwiach, grupuje się stado 21 chłopaków z pierwszej klasy liceum, najprawdopodobniej matematyczno-fizycznej. Przynajmniej na takowych wyglądają. Jako, iż duża sala gimnastyczna jest w trakcie wymiany parkietu, są skazani na małą salę gimnastyczną (która notabene jest osobnym budynkiem, niepołączonym ze szkołą). Czemu nie udali się nań bezpośrednio, jak zwykły to robić inne klasy? Po prostu nie wiedzą, że tak winno się zrobić. Nie wiedzą, że blokują przejście, niepotrzebnie stojąc w zbędnym ucisku i milczeniu. W centrum zainteresowania, przy oknie, znajduje się jakiś samiec alfa, budzący największe zainteresowanie. To w jego kierunku raz po raz zerka reszta wystraszonych owieczek.
fc04.deviantart.net/fs21/i/2007/254/c/e/Bournmouth_5_by_oOgeezOo.jpg |
Przy automatach stoją trzy, dobrze znane mi osoby. Rozmawiają o planach na przyszły weekend i zbiórce pieniędzy na kilka gramów marihuany. Jeden chce kupić mniej, drugi więcej, a trzeci wcale. Co nie zmienia faktu, że i tak to zrobią. Zatracą się na pewien czas w oparach konopii indyjskiej. Z resztą, jak przynajmniej 5% tej szkoły. Jeszcze dwa lata temu dostęp do narkotyków wydawał mi się czymś nieosiągalnym (pomińmy przyjmowanie marihuany za narkotyk lub nie). Okazało się jednak, że to takie powszechne. Niemal na równi z alkoholem. Bowiem cotygodniową zagwostką uczniaków pozostaje wybór między narkotykami lub wódką. I nie chodzi mi tylko o marihuane. Co za problem kupić LSD, dopalacze, heroinę, czy chociażby 2CP? No właśnie. Problem (?) polega na tym, że żaden.
fc00.deviantart.net/fs6/i/2005/113/3/7/LSD_by_RipRoaringReverend.jpg |
Najbardziej niesprawdzonym pomysłem mojej szkoły okazały się bramki przy wejściach. Początkowe groźby ,,bez karty nie wejdziesz do szkoły" okazały się... kłamstwem. Szanowny Pan Woźny otworzy bramki za uśmiech, tudzież wymianę spojrzeń. Jednak pierwszacy jeszcze o tym nie wiedzą. W opisywanej przeze mnie sytuacji, dwójka z nich stała po zewnętrznej stronie bramek. Zapomnieli swych kart i cóż im pozostało? Jeden udając spokój, penetruje swój plecak. Drugi nawołuje do ludzi ,,po drugiej" stronie coby użyczyli mu karty. W końcu Ktoś bliżej nieokreślony się nad nimi lituje, nie otrzymując nawet skromnego: dziękuję.
Jakże pięknie widoczny był podział na grupki zależny od marki nowo kupionych butów, ludzi, udających kogoś kim na siłę chcieliby być. A kim chcieliby być? Kimś, kto w ich przekonaniu, okaże się najlepszy, oryginalniejszy. Bowiem każdy ma jakieś własne ramy estetyczne do których stara się przyporządkować. Obserwując to całe zamieszanie zrobiło mi się smutno. Czy człowiek, szukając akceptacji nie może pozostać sobą? Musi się zmieniać i podporządkowywać przypisanym normom? Czy raczej szukać akceptacji prawdziwego ja? U mnie chyba tak dużo się nie zmieniło. Ten sam spowolniony chłopak w czarnej koszulce i jeansach, wiecznie powtarzający ,,śmierć". Przynajmniej w pewnym stopniu pozostałem sobą.
chocolateelephant.blogspot.com |
Powiem szczerze, że nie jestem zadowolony z tego co napisałem. Widocznie tematyka szkoły męczy mnie ostatnio za bardzo. Ale mam wrażenie, że blog nieco traci na swoim bycie, przez ten wpis. Nawet nie mam ochoty tego czytać. Mam chyba za wysoką samoocenę i uważam tego typu opis za ,,zniżenie się" do jakiegoś -X poziomu. Obym się mylił.
Miłego weekendu!
Nikt